Turcja – let’s gooo!!!!
Słońce, tradycyjny turecki kebab, super atmosfera, ale zanim przejdziemy do szczegółów zacznijmy od paru słów o projekcie, dzięki któremu udało nam się przeżyć przygodę życia.
Erasmus+ to unijny program umożliwiający uczestnictwo w wymianach międzynarodowych, które finansowane są przez Unię Europejską. Nasza szkoła bierze udział w projekcie zatytułowanym „Before it’s too late”, którego celem jest rozwijanie świadomości na temat środowiska naturalnego oraz tego jak dbać o naszą planetę. Wymiana stanowi współpracę 6 szkół z: Polski, Rumunii, Chorwacji oraz Turcji.
Nasze pierwsze spotkanie odbyło się w słonecznej Turcji, w mieście Nazilli, w którym niemal codziennie staraliśmy się pomóc naszej planecie debatując wspólnie z międzynarodowymi ekspertami w dziedzinie ochrony klimatu, o tym jak zredukować ślad węglowy, czy chronić środowisko przed globalnym ociepleniem.
Parę ciekawostek – „kultura mieszkalna”
Nasz projekt trwał zaledwie tydzień, jednakże nawet w tak krótkim czasie udało nam się odczuć mnóstwo różnic nie tylko klimatycznych, ale i kulturowych. Przede wszystkim zetknęliśmy się z „kulturą mieszkalną”. Jest to popularność posiadania mieszkań, a nie domów wolnostojących, których jest w Polsce wiele. Warto również dodać, że buty zostawialiśmy zawsze przed drzwiami wejściowymi, na klatce schodowej, czy przed wejściem do domu. Nie był to jednak koniec niespodzianek.
Kebaby, ale nie tylko…
W Turcji posiłki mają duże znaczenie, co nasze żołądki odkryły wyjątkowo szybko. Przede wszystkim przerwa na lunch trwa zdecydowanie dłużej niż 20 minut i nie zawsze trzeba w tym czasie zadowalać się kanapką z serem, ponieważ w szkole prężnie działa sklepik szkolny, w którym można zakupić wszystko czego dusza zapragnie, od deserów po zapiekanki.
Kolejnym doświadczeniem, które umożliwiło nam głębsze poznanie tureckiej kultury, była możliwość skosztowania tradycyjnych bliskowschodnich potraw. Dzięki temu mogliśmy dowiedzieć się więcej nie tylko o kuchni tego kraju, ale też o panujących tam zwyczajach. Jednym z nich była wstrzemięźliwość od mięsa wieprzowego i krwi zwierzęcej w jakiejkolwiek formie.
Naszym ulubionym daniem okazał się lahmacun. Już po pierwszym kęsie wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że właśnie ten posiłek zajmie pierwsze miejsce w rankingu. Jest to swojego rodzaju turecka pizza składająca się z cienkiego ciasta wyłożonego mięsem mielonym. Zwykle jest podawany z porcją warzyw i sosów na osobnym talerzu. Po nałożeniu ich na wierzch, ciasto zawijamy i jemy jak tortille.
Co więcej, bardzo popularnym tureckim przysmakiem jest wszystkim dobrze znana baklava – warstwy ciasta filo przełożone posiekanymi orzechami oraz po upieczeniu polane syropem z cukru wody i soku z cytryny. Pokrojona w romby, trójkąty, kwadraty jest tak słodka, że ciężko jest zjeść więcej niż dwa kawałki. Pomimo tego zachwyca swoim niebywałym smakiem.
Niemałym zaskoczeniem była również turecka definicja kebaba. Nie wygląda on tak jak ten sprzedawany w Polsce i co ciekawe istnieje 9 rodzajów tego dania. Często w menu restauracji tureckich występuje opcja dürüm. Oznacza to, że wybrany przez nas kebab zostanie podany w wersji na wynos – zawinięty w cienki podpłomyk. Zazwyczaj ten rodzaj kebaba jest zupełnie inny niż pełne danie serwowane na talerzu, w skład którego mogą dodatkowo wchodzić różne jadalne ozdoby typu grillowane warzywa.
Po każdym przepysznym posiłku czy to w restauracji, czy w kawiarni dostawaliśmy mokre chusteczki pozwalające na dezynfekcję dłoni. W niektórych miejscach dbano nawet o nasz świeży oddech. Nie jednak gumy były tutaj wybawcami, a… goździki!
Starożytne miasta i trochę wapnia…
Braliśmy również udział w dwóch wycieczkach poza Nazilli. Celem pierwszego wyjazdu było starożytne miasto – Efez. Pod czujnym okiem przewodnika spacerowaliśmy po jego ruinach, poznając dzieje tego pięknego miejsca. Według greckich legend zostało założone przez Amazonki, a jego patronką została Artemida, często z nimi uosabiana. Na monetach bitych w Efezie już w IV wieku p.n.e. widniała pszczoła, jako symbol miasta i jego bogini. Na stadionie, który został już częściowo rozebrany, po dzień dzisiejszy odbywają się zapasy wielbłądów.
Po opuszczeniu tego magicznego miejsca przepełnionego historią, pojechaliśmy do Sirince. Jest to mała wioska licząca około 700 mieszkańców, w której osiedlili się chrześcijanie. Miasteczko przepełnione pięknymi, stromymi uliczkami jest pełne kramów, na których można zakupić pamiątki, rękodzieła czy oliwki, z których słynie to miejsce.
Dzień później zwiedziliśmy Pamukkale oraz ruiny miasta Hierapolis – miejsca, które z pewnością znajdują się na waszej liście must-visit, jeśli wybieracie się do Turcji. „Święte miasto” (z języka greckiego) było wielokrotnie niszczone z powodu ruchów sejsmicznych, aczkolwiek do dnia dzisiejszego zachowało się na tyle dobrze, że możemy odczuć jakbyśmy cofnęli się w czasie o kilka tysięcy lat.
Będąc w okolicy Hierapolis nie można zapomnieć o Pamukkale, które słynie z naturalnie występujących źródeł termalnych oraz basenu, w którym jak głosi legenda, kąpała się sama Kleopatra. Co więcej znajdują się tam piękne „wapienne tarasy”, tworzące się w wyniku wytrącania się węglanu wapnia z wody termalnej ulegającej ochłodzeniu. To właśnie dzięki tej reakcji chemicznej możemy podziwiać zapierające dech w piersiach wapienne wzgórza wyłożone małymi źródłami, które mają również właściwości lecznicze.
Dyskoteka, mecz i to co najsmutniejsze, czyli czas pożegnania…
Wycieczki, szkoła, pomoc planecie, ale co potem…
Właśnie to pytanie zadawaliśmy sobie każdego dnia po skończonych zajęciach. Jednakże, w związku z tym, że nasza międzynarodowa grupa już od samego początku była bardzo dobrze zintegrowana, odpowiedź była prosta – turecka kawa!!!!!
Każdego dnia po szkole spędzaliśmy czas razem poznając turecką kulturę, próbując przysmaków, a nawet uprawiając sport.
Drużyna Erasmus stanęła naprzeciwko Drużyny Turcja, rywalizacja była zacięta, a zabawa przednia. Natomiast wynik zostawimy owiany tajemnicą…
Następnego wieczoru wzięliśmy udział w ceremonii wręczenia certyfikatów uczestników projektu Erasmus. Po części oficjalnej rozpoczęła się dyskoteka. Tańczyliśmy cały wieczór, a z głośników słychać było tradycyjne tańce każdego z krajów biorących udział w projekcie.
Dwa dni później nadszedł czas pożegnania. Nikt z nas nie spodziewał się, że w ciągu zaledwie tygodnia uda nam się zżyć ze sobą tak mocno, jednak doszliśmy do wniosku, że właśnie o to w tych projektach chodzi – o międzynarodową przyjaźń.
Chcesz wiedzieć więcej o naszym projekcie? Zapraszamy na stronę Facebooka i Instagrama (zakładka ERASMUS+)
Autorzy relacji: Maja Buryło, Nikodem Głowacz, Aleksandra Krokosz, Aleksandra Panek, Klaudia Sambor